pojechalismy do Volvicomte na caly dzien (mniej wiecej godzina drogi od Paryza) i to uniemozliwilo mi ucieczke; 70 nieznosnych, paryskich bachorow testujacych na wszelkie sposoby 7 naiwnych animatorow (naiwnosc w tym kontekscie oznacza nadzieje na opanowanie potworow);
zeby bylo ciekawej nabawilam sie zapalenia pecherza; co 15 min. musialam udawac sie w ustepne miejsce; to ze bylo ciezko, to za malo napisane - niemal caly dzien spedzony na zwiedzaniu zamku, ( gdzie tydzien wczesniej jeden ze znanych tenisistow ozenil sie z jakas lalka), a potem bieganie po lesie w poszukiwaniu skarbu hrabiego Monte Christo; po powrocie mialam jedynie resztke sil zeby sie po raz ostatni wysiusiac przed spankiem...
wole ujadanie sie z "niepelnosprawnymi"...
No comments:
Post a Comment